Jak miasto sprzedało nie swoją działkę

Nawet milionowe odszkodowanie grozi miastu za działkę, którą najpierw władze wywłaszczyły, a potem sprzedały pod supermarket Real, mimo że właściciele domagali się jej oddania. Urzędnicy rozpatrywali sprawę... 11 lat.

Sprawa dotyczy terenu przy ul. Radomskiej o powierzchni ponad 6 tys. m kw., na którym położona jest część parkingu przy supermarkecie Real. O jego odzyskanie stara się pani Helena, reprezentująca spadkobierców byłej właścicielki pola uprawnego w tym miejscu. To może być rekordowe odszkodowanie, bo działka może być warta prawie milion złotych.

Cała sprawa jest już na pewno rekordowo długo ciągnącym się postępowaniem kieleckich urzędników.

Zacznijmy od początku. Pole mamy pani Heleny zostało wywłaszczone przez skarb państwa w 1977 r. pod budowę bloków Kieleckiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Ale żadnych bloków tam nie zbudowano. Ponieważ cel wywłaszczenia nie został osiągnięty, rodzina 20 lat później, w 1997 r., wystąpiła do ówczesnego urzędu rejonowego o zwrot działki. I tu zaczęły się schody.

- Nasze papiery, odwołania, skargi krążyły między urzędnikami i służbami miasta i wojewody. Nie dotrzymywano terminów, nie powiadamiano nas o czynnościach. To przechodzi ludzkie pojęcie - skarży się kobieta.

W końcu w lutym br. Urząd Miasta w Kielcach oddalił wniosek o oddanie działki. Sporo po czasie, bo już od dawna oddawać nie ma czego. Niecały rok po złożeniu przez spadkobierców wniosku o zwrot działki, dokładnie w 1998 r., miejscy urzędnicy sprzedali ją firmie pośredniczącej, która skupowała tereny pod budowę supermarketu Real i innych sklepów w tym rejonie.

Rodzina pani Heleny zaskarżyła odmowę oddania działki do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W sierpniu br. sąd przyznał, że urzędnicy zdecydowanie za długo rozpatrywali sprawę. "Niewątpliwie organ I instancji uchybił przepisom art. 35 i nast. kpa dotyczących terminów załatwiania spraw" - czytamy w wyroku WSA z 6 sierpnia br. Jednak zdaniem sądu "brak jest podstaw do przyjęcia, że przedłużenie postępowania administracyjnego miało znaczenie dla rozstrzygnięcia". Sąd przyznał wprost: urzędnicy nie mogą oddać działki, która obecnie jest własnością Reala, bo nie mają prawa nią rozporządzać.

Ale sąd wskazał dawnym właścicielom terenu inną drogę dochodzenia swoich roszczeń. Pani Helenie i jej rodzinie może się należeć odszkodowanie, i to sowite, bo liczone od obecnej wartości tego atrakcyjnego dla inwestorów terenu. "Zbycie wywłaszczonej nieruchomości podlegającej zwrotowi może natomiast rodzić ewentualne roszczenia odszkodowawcze po stronie byłych właścicieli (spadkobierców), dochodzone jednak wyłącznie na drodze procesu cywilnego" - czytamy w wyroku WSA.

Pani Helena, zanim zdecyduje się na proces, który jest kosztowny i trwa latami, zaproponowała miastu ugodę. "Prezydent Miasta Kielce rozporządził naszą własnością, pozbawiając tym samym prawa do żądania zwrotu wywłaszczonej nieruchomości" - czytamy w propozycji ugody. Ale choć wysłała pismo na początku października, nie dostała jeszcze żadnej odpowiedzi. Udało jej się natomiast umówić na wizytę na 28 grudnia. - Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia, gotowi jesteśmy na proces - mówi.

Filip Pietrzyk, dyrektor wydziału gospodarki nieruchomościami i geodezji UM, o całej sprawie dowiedział się od nas. - Sprawy o zwrot nieruchomości ciągną się, niestety, latami. Muszę się zapoznać z dokumentami, żeby odpowiedzieć, dlaczego tak się stało w tym przypadku - mówi.

Czy liczy się z milionowym odszkodowaniem? - W ciągu ostatnich ponad dwóch lat, kiedy zajmuję to stanowisko, takiego odszkodowania nie płaciliśmy. Ale takie sprawy się zdarzają, jeżeli roszczenia wywłaszczonych właścicieli czy spadkobierców są uzasadnione, miasto musi zapłacić odszkodowanie. Największe, jakie pamiętam, to około 300 tys. zł - przyznaje Pietrzyk.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.