Pośrednicy ścigają "pośredników". Wydali wojnę nielegalnym agencjom

Warszawa jest najprawdopodobniej pierwszym miastem w Polsce, w którym legalnie działający pośrednicy nieruchomościowi wydali wojnę firmom podszywającym się pod agencje pośrednictwa

Taką agencję może otworzyć każdy. Do wykonywania czynności pośrednictwa musi jednak zatrudnić pośrednika mającego państwową licencję. Ponadto pośrednik musi wykupić polisę ubezpieczeniową od odpowiedzialności cywilnej. To na wypadek, gdyby osoby korzystające z jego usług poniosły straty wskutek błędu agencji.

Tymczasem na rynku, szczególnie warszawskim, aż roi się od firm, które ani myślą spełniać tego typu warunki. Przedsiębiorcy działają w poczuciu bezkarności, bo kontrole Inspekcji Handlowej są sporadyczne. W tej sytuacji Warszawskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami (WSPON) postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. - Będziemy się starali nękać podszywających się pod pośredników "partyzantów" aż do skutku - mówią w komisji etyki WSPON.

Wygląda jednak na to, że walka nie będzie łatwa. Np. WSPON poprosiło w kwietniu Inspekcję Handlową o skontrolowanie jednej z nielegalnych agencji. Odpowiedź przyszła zaledwie kilka dni temu. Wojewódzki inspektor informuje, że do tej firmy nie ma zastrzeżeń. Z wyjaśnień jej właściciela oraz przedstawionych przez niego faktur VAT wynika bowiem, że prowadzi on działalność... gastronomiczną.

Jednak na stronie internetowej tej firmy jak wół stoi, że "świadczy specjalistyczne usługi w zakresie skontaktowania podmiotów w celu kupna, sprzedaży i wynajmu mieszkań, domów, działek i lokali użytkowych". Sprytny przedsiębiorca informuje, że "prezentowane oferty mają charakter informacyjny i nie stanowią oferty handlowej w rozumieniu art. 66 § 1 kodeksu cywilnego". Nie omieszkał też dodać, że "w przypadku doprowadzenia do sfinalizowania transakcji" pobiera "negocjowalną opłatę".

Powołana przy komisji etyki podkomisja ds. monitorowania rynku nieruchomości nie wyklucza, że WSPON wejdzie na drogę sądową przeciwko tej firmie. - Tego typu praktyki psują nasz wizerunek. Przede wszystkim chodzi jednak o bezpieczeństwo klientów korzystających z jej usług - wyjaśniają pośrednicy.

Jedną z form walki ma być umieszczanie nazw nielegalnych agencji w internecie, co miałoby zniechęcać ludzi do korzystania z ich usług.

Podkomisja, która od kilku miesięcy śledzi działalność firm zajmujących się pośrednictwem w obrocie nieruchomościami, przyznaje, że pośrednicy też nie są święci. O wiele łatwiej jest ich jednak przywołać do porządku, bo za łamanie prawa lub standardów zawodowych grozi nawet utrata licencji.

Zauważono np., że firma, w której zatrudniony jest jeden licencjonowany pośrednik i pięciu asystentów, wystawiła na sprzedaż za pośrednictwem popularnego portalu aż 7,7 tys. mieszkań! Wystarczył telefon ze stowarzyszenia do właściciela, czy ze wszystkimi sprzedającymi te lokale ma zawarte umowy. A wyjaśnijmy, że jest to wymóg prawny, który musi być bezwzględnie przestrzegany przez pośredników. Po kilku dniach liczba ofert w serwisie stopniała do niespełna 800. Tego typu działania mają spowodować, że coraz mniej pośredników w pogoni za zyskiem zaryzykuje zamieszczanie cudzych ofert, co w ostatnich latach stało się prawdziwą plagą.

Więcej w blogu Marka Wielgo: Warszawscy pośrednicy patrzą sobie na ręce

Dodajmy, że w ubiegłym tygodniu Ministerstwo Gospodarki zrezygnowało z pomysłu likwidacji obowiązkowych licencji dla pośredników w obrocie nieruchomościami. Zakładał to projekt ustawy "o ograniczeniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców".

Żeby uzyskać licencję, trzeba mieć wyższe wykształcenie i ukończyć studia podyplomowe. Trzeba też odbyć praktyki zawodowe. Jeszcze przed 2008 r. wymagany był dodatkowo egzamin państwowy, który nie dość, że kosztowny, to jeszcze dla wielu był barierą nie do przejścia.

Mimo tak wysoko zawieszonej poprzeczki kontrole Inspekcji Handlowej wykazywały nieprawidłowości w działalności pośredników. W 2007 r. głośnym echem odbiła się sprawa właścicielki jednej z łódzkich agencji, podsuwającej klientom do podpisania umowę, która znacznie się różniła od danej im wcześniej do przeczytania. Dopiero po pewnym czasie okazywało się, że agencja ma wyłączność na sprzedaż mieszkania, choć w umowie miało nie być takiej klauzuli. Oszustka żądała więc prowizji od klientów, którzy znaleźli kontrahenta za pośrednictwem innego pośrednika. Finał był taki, że kobieta straciła licencję.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.