Rynek mieszkaniowy stanął

Deweloperzy masowo wstrzymują nowe budowy. Nie ma kto mieszkań kupować. W Warszawie, żeby sprzedać ?zapasy?, trzeba dwóch lat. A wiele inwestycji to widma - zamiast domów na działkach rosną chwasty

Główny Urząd Statystyczny poinformował właśnie, że w styczniu deweloperzy zaczęli budowę niespełna 2,6 tys. mieszkań, czyli o ponad połowę mniej niż przed rokiem. Ale w rzeczywistości może ich być o wiele mniej. - Prawie nikt nie zaczyna nowych budów - mówił wczoraj na konferencji prasowej swojej firmy Jarosław Szanajca, prezes giełdowej spółki Dom Development i szef Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Ujawnił, że Dom Development zamroził w ubiegłym roku cztery inwestycje - trzy na warszawskiej Białołęce oraz jedną we Wrocławiu. W sumie to przeszło tysiąc mieszkań.

Takie zamrożone inwestycje figurują w statystykach GUS jako "rozpoczęte", ale naprawdę na placach budów nic się nie dzieje.

Szanajca podał też, że już od ośmiu miesięcy jego firma - jedna z największych w kraju spółek deweloperskich - nie wprowadziła do sprzedaży ani jednego nowego mieszkania!

W firmie doradczej REAS, która bada rynki mieszkaniowe w największych miastach Polski, przyznają, że przez długi czas dane o mieszkaniach rozpoczętych i wprowadzanych do sprzedaży się pokrywały. Ale ostatnio o wiele więcej jest rozpoczynanych niż rzeczywiście wprowadzanych na rynek. - Rozbieżności sięgają już nawet 50 proc. W Łodzi nie pojawiła się w sprzedaży w czwartym kwartale żadna nowa inwestycja - mówi Katarzyna Kuniewicz z REAS.

Widzi ona dwie możliwe przyczyny. Deweloperzy nie sprzedają już mieszkań, dopóki ich nie skończą. Ale bardziej prawdopodobne jest to, że naprawdę tylko wbijają łopatę w ziemię i budowy nie kontynuują, czekając na lepsze czasy.

Deweloperów zniechęca kryzys, a ściślej - malejąca sprzedaż mieszkań. To, co przyniósł czwarty kwartał ubiegłego roku, można już określić mianem krachu. Dom Development sprzedał w tym okresie zaledwie 92 mieszkania - prawie jedną czwartą tego co przed rokiem. A J.W. Construction Holding - nr 1 wśród polskich deweloperów - w ogóle nie ujawnia, ile sprzedał mieszkań w końcówce roku. Podaje tylko, że w całym 2008 r. było ich 530. A jeszcze rok wcześniej - 2,8 tys., czyli ponad pięć razy więcej.

Jest też nowe zjawisko na rynku - tzw. ujemna sprzedaż. Chodzi o to, że więcej klientów rezygnuje z już podpisanych umów, niż podpisuje nowe!

To efekt przykręcenia śruby kredytowej przez banki. Z braku pieniędzy klienci rezygnują z już zaklepanego mieszkania. Według REAS takich odwołanych umów w ostatnim kwartale 2008 r. było w samej tylko Warszawie ponad 400!

Są wprawdzie deweloperzy, którym sprzedaż wzrosła, ale to dlatego, że mocno obniżali ceny. Np. giełdowy Gant sprzedał w IV kw. 2008 r. 210 mieszkań we Wrocławiu i Krakowie. Ale nie dość, że buduje stosunkowo tanie mieszkania, to jeszcze - jak nam przyznał wiceprezes Ganta Henryk Feliks - dawał upusty sięgające 15 proc.

Nie tylko klienci deweloperów mają problem ze zdobyciem kredytu. To samo dotyka firm, które nie mogą pożyczyć od banków na nowe inwestycje. - Deweloperom jest bardzo trudno udowodnić rentowność tego typu przedsięwzięć - mówi prezes REAS Kazimierz Kirejczyk. A to dlatego, że rynek jest nasycony. Na klienta czeka mnóstwo nowych mieszkań, których budowa zaczęła się w czasie boomu dwa-trzy lata temu. Według REAS do wzięcia jest w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu i Łodzi w sumie ponad 37 tys. mieszkań, w tym 3,3 tys. gotowych.

Zdaniem Katarzyny Kuniewicz, żeby sprzedać zapasy mieszkań w stolicy - przy założeniu, że popyt będzie taki sam jak w 2008 r. - potrzeba 22 miesięcy, w Krakowie 16, a w Łodzi 11 miesięcy.

Copyright © Agora SA