Kryzys. Szkoła przetrwania

Odpowiadamy Czytelnikom

Od wiosny finansuję budowę mieszkania w firmie deweloperskiej. Sprzedała ona do tej pory niewiele mieszkań. Przeczytałam w "Gazecie", że w związku z kryzysem niektórym deweloperom grozi bankructwo. Boję się, że stracę pieniądze. Czy powinnam wycofać się z tej inwestycji?

Ten, kto powierza swoje pieniądze (pożyczone z banku) firmie deweloperskiej, zawsze ryzykuje ich utratę w przypadku jej bankructwa. Ostatnio ryzyko bankructw wzrosło, ale nie ma powodu do paniki. Sytuacja finansowa wielu firm deweloperskich po kilku latach koniunktury jest dosyć dobra. A jeśli jakaś firma ma kłopoty ze sfinansowaniem projektu, to go po prostu nie zaczyna.

Niestety, na rynku działają też firmy stosunkowo nowe, niedoświadczone. Mimo to nikt odpowiedzialny nie postawi krzyżyka na deweloperze, nie mając wglądu do jego dokumentów finansowych. Jeśli więc już ktoś zdecydował się na finansowanie budowy mieszkania, musi sam zdecydować, czy chce kontynuować inwestycję.

Jeśli wierzyć fachowcom, w miarę spokojnie mogą spać ci klienci firm deweloperskich, które są kredytowane przez banki, a także ci, którzy odbiorą klucze do mieszkań w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Bardziej zagrożone są inwestycje rozpoczęte na przełomie 2007/2008, w których odsetek sprzedanych mieszkań jest niewielki. Rzecz w tym, że o kolejnych klientów skłonnych wyłożyć pieniądze na budowę, najczęściej pożyczone w bankach, jest teraz trudno. W dodatku banki przykręcają śrubę z kredytami także deweloperom.

W tej sytuacji decyzja jest piekielnie trudna. Trzeba mieć świadomość, że rozwiązanie umowy z deweloperem wcale nie musi oznaczać końca kłopotów. To może być kamień, który poruszy lawinę. Wówczas może się okazać, że deweloper - mając najlepsze chęci - nie jest w stanie zwrócić pieniądze wszystkim swoim klientom.

Czy jeśli wystąpię o rozwiązanie umowy z deweloperem, ten będzie mógł zwlekać ze zwrotem pieniędzy do czasu, aż na moje miejsce znajdzie nowego klienta?

Kiedy w 2006 r. warunki na rynku mieszkaniowym dyktowali deweloperzy, niektórzy z nich próbowali wpisać do umów tego typu klauzulę. Taka praktyka jest jednak niedopuszczalna. - Zgodnie z obowiązującymi przepisami (art. 385 3 pkt 21 kc) deweloper nie może wprowadzać do umowy rozwiązań, na mocy których jego odpowiedzialność za wykonanie zobowiązań wobec konsumenta powstaje dopiero w momencie spełnienia zobowiązania przez inny podmiot - wyjaśnia Kamila Kurowska Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). - Takie postanowienie zostało zakwestionowane przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w odniesieniu do TBS i wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych prowadzonego przez prezesa UOKiK.

Mimo to trzeba się liczyć z tym, że przyparci do muru deweloperzy będą się bronić. Jak? Na przykład stosując różnego rodzaju kruczki prawne mające opóźnić zwrot gotówki. Wyegzekwowanie jej na drodze sądowej mogłoby potrwać nawet kilka lat.

Dodajmy, że konsekwencją rozwiązania umowy z deweloperem jest konieczność zapłacenia kary. Jej wysokość - zwykle 5 proc. ceny mieszkania - jest zapisana w umowie. W wielu przypadkach możliwości działania klientów firm deweloperskich są ograniczone, bo te odpowiednio się zabezpieczyły. W połowie roku opisywaliśmy przypadek klienta, który postanowił rozwiązać umowę z deweloperem pod pretekstem niedotrzymania przez niego terminu zakończenia inwestycji. Kiedy ten termin minął, klient, który na oku miał już dużo tańsze mieszkanie, poinformował pisemnie firmę o odstąpieniu od umowy. Na zwrot pieniędzy, w tym kary za nieterminowość, przewidywała ona trzy miesiące. Tymczasem firma po dwóch miesiącach odmówiła. I miała do tego prawo, gdyż termin podany w umowie dotyczył wybudowania, a nie sprzedaży mieszkania. Ten nie został określony, więc klient powinien był wezwać dewelopera do wykonania umowy w określonym czasie, choćby i tygodnia. Tymczasem sprytna firma właśnie zakończyła budowę i zaprosiła klienta do odbioru kluczy. A jego rezygnacja wiązałaby się z koniecznością zapłacenia kary... deweloperowi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.