Świadectwo energetyczne? Nie ma przymusu

Jeśli planujesz w przyszłym roku zakup bądź wynajęcie domu bądź mieszkania na rynku wtórnym, będziesz mógł zażądać od właściciela specjalnego świadectwa energetycznego. Jednak najpewniej nie łatwo będzie znaleźć takiego, który wyda taki dokument. Co wtedy?

Zobacz Poradnik Kredytobiorcy

Już za nieco ponad dwa miesiące uzyskanie świadectwa energetycznego, które ma informować, z jakim zużyciem energii trzeba się liczyć, stanie się obowiązkiem. Jednak właściciele istniejących nieruchomości w praktyce będą mogli go zignorować. W obowiązującej ustawie nie ma słowa o sankcjach z tego tytułu. I najpewniej nie będzie ich też w projekcie nowelizacji, który rząd skieruje do Sejmu w przyszłym miesiącu.

Wprawdzie początkowo Ministerstwo Infrastruktury rozważało karę grzywny dla tych, którzy np. wynajęliby mieszkanie lub dom bez świadectwa energetycznego. Bez niego nie mogłaby też dojść do skutku żadna transakcja kupna-sprzedaży. Wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński zapewnia jednak, że resort ostatecznie wycofał się z tego pomysłu, by nie utrudniać życia obywatelom.

- Nowelizacja nie stwierdza, że certyfikat musi być dołączony do aktu notarialnego. Czy certyfikat będzie, czy też nie, zadecydują relacje rynkowe, a nie przymus administracyjny - oświadczył Dziekoński w czasie niedawnej debaty na temat certyfikacji energetycznej budynków, której organizatorem był Klub Budowlany.

Oznacza to jedno, jeśli uparcie będziesz szukał mieszkania ze świadectwem energetycznym, to transakcji raczej nie sfinalizujesz w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Problem w tym, że rocznie takich transakcji jest kilkaset tysięcy. Tak dużej liczby świadectw nie uda się sporządzić w krótkim czasie. Tym bardziej że ministerstwo nie wydało jeszcze rozporządzenia określającego metodologię obliczania charakterystyki energetycznej budynków i mieszkań, a także sposobu sporządzania i wzorów świadectw ich charakterystyki energetycznej.

Grunt to konkurencja

Dowiedzieliśmy się, że tego typu przepisy ukażą się jeszcze w tym miesiącu. Dłużej poczekamy na ustawowe rozstrzygnięcie, kto będzie mógł świadectwa energetyczne sporządzać. W tej sprawie toczy się ostry spór, w którym stawką są najprawdopodobniej setki milionów złotych. Z punktu widzenia właścicieli nieruchomości najważniejsze jest to, by nie powstała kolejna korporacja zawodowa dyktująca warunki cenowe na rynku świadectw.

Ponieważ kwestię cen ustawa pozostawia rynkowi, więc chodzi o to, aby był on konkurencyjny. Wygląda na to, że projekt noweli spełnia ten warunek. Zarobić będzie mógł każdy magister, bez względu na rodzaj ukończonej uczelni, o ile przejdzie szkolenie i zda egzamin państwowy albo ukończy co najmniej roczne studia podyplomowe na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewne w zakresie audytu energetycznego. Wymóg ten ma nie dotyczyć inżynierów posiadających uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno-budowlanej lub instalacyjnej. Nowością jest to, że inżynierom z tymi uprawnieniami nie będzie już potrzebny tytuł magistra.

Z jakim kosztem muszą się liczyć właściciele nieruchomości? Ocenia się, że świadectwo energetyczne dla przeciętnego mieszkania lub niewielkiego domu może kosztować w granicach 1000-1500 zł. To nie jest dużo, biorąc pod uwagę wartość rynkową nieruchomości. Z drugiej strony, różnego rodzaju opłaty towarzyszące transakcjom są i tak bardzo wysokie, więc czy jest sens dokładać jeszcze jedną?

Niektórzy specjaliści zauważają, że u nas takie świadectwa mają sens, ale tylko w przypadku nowo budowanych obiektów. W przypadku już istniejących świadectwa będą iluzoryczne. Nie da się obliczyć zużycia energii na podstawie dokumentacji projektowej, bo w PRL powszechnie oszczędzano na materiałach budowlanych. Zamiast na świadectwo, lepiej więc wydać pieniądze na remont domu, który poprawi jego standard energetyczny.

Premia na remont i termomodernizację

Wygląda na to, że rząd wyszedł z takiego założenia, proponując projekt ustawy o wspieraniu remontów i termomodernizacji. W ubiegłym tygodniu Sejm ją uchwalił, co oznacza, że od stycznia 2009 r. zastąpi ona obecną, obowiązującą od 1999 r., ustawę o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych.

Przypomnijmy, że ta zakłada wsparcie jedynie dla przedsięwzięć przynoszących oszczędności energii cieplnej - nagrodą jest premia, która umożliwia inwestorowi spłatę 25 proc. kredytu na ten cel. W nowej ustawie ta premia jest zmniejszona do 20 proc. Wprawdzie dojdzie premia remontowa (w tej samej wysokości), ale będą mogli po nią sięgnąć wyłącznie właściciele kamienic wybudowanych przed 1961 r. Z kolei o premię termomodernizacyjną mogą ubiegać się nie tylko gminy, spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, ale także właściciele domów jednorodzinnych.

Ponadto nowa ustawa umożliwi właścicielom książeczek mieszkaniowych sięgnięcie po premię gwarancyjną w przypadku wymiany okien lub instalacji gazowej bądź elektrycznej. Obowiązywać ma warunek, że koszty takiego remontu (oczywiście łącznie m.in. z robotami murarskimi czy tynkarskimi) nie są niższe od wartości wkładu na książeczce wraz z premią.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.