Gazprom popada w tarapaty finansowe, akcje pikują

Czarne chmury nad rurą Nord Stream, która pod dnem Bałtyku ma dostarczać rosyjski gaz do Niemiec. Gazprom popada w tarapaty finansowe, a Szwedzi i Finowie zgłaszają zastrzeżenia do inwestycji.

Kryzys finansowy na świecie nie stanowi przeszkody dla budowy pod dnem Bałtyku rury Nord Stream, która omijając Polskę ma pompować rosyjski gaz wprost do Niemiec - zapewnili w ostatni wtorek inwestorzy gazociągu. "Projekt jest ciągle atrakcyjny dla pożyczkodawców, bo ma mocne poparcie od akcjonariuszy Nord Stream" - czytamy w komunikacie konsorcjum.

Wkrótce po ogłoszeniu tego komunikatu okazało się, że kryzys finansowy coraz mocniej bije w Gazprom - głównego akcjonariusza Nord Stream. W piątek kurs akcji Gazpromu na moskiewskiej giełdzie RTS spadł prawie o 22 proc. Giełdowa wartość koncernu stopniała do 68,6 mld dol., tymczasem koszty budowy rury przez Bałtyk szacuje się na 20 mld dol.

Powstała też dziura w budżecie Gazpromu na ten rok - ujawnił dziennik "Wiedomosti". Koncern zaplanował 2 mld dol. dochodów ze sprzedaży w ofercie publicznej akcji banku Gazprombank. Z powodu kryzysu oferty publicznej banku nie będzie ani w tym roku, ani w przyszłym - zapowiedział wiceprezes Gazprombanku Aleksander Sobol.

Przedstawiciele Gazpromu nie komentują, skąd wezmą brakujące pieniądze, a pożyczyć obecnie 2 mld dol. byłoby wielką sztuką nawet dla Gazpromu.- uważają rosyjscy analitycy. Przekonał się już o tym wielki rosyjski koncern energetyczny InterRAO, który szukał pieniędzy w Londynie. - Rozmawialiśmy ze wszystkimi wielkimi bankami i usłyszeliśmy, że w tym roku nie będzie już pożyczek dla rosyjskich spółek - powiedział w ostatni czwartek Aleksander Nikitin z zarządu InterRAO.

Nie ustają też protesty przeciwników Nord Stream w państwach skandynawskich. Dotąd konsorcjum nie przedstawiło kompletnej dokumentacji do oceny wpływu inwestycji na środowisko i nie spełniło warunków do wydania na nią zgody - uważają władze Szwecji. W październiku Nord Stream przekazało dokumenty o wpływie inwestycji na szwedzkich wodach. "Rząd chciał jednak otrzymać opracowanie prezentujące ekologiczne konsekwencje ułożenia rury na całym jej przebiegu od Rosji do Niemiec, jak też ocenę tras alternatywnych" - przypomina szwedzki minister ochrony środowiska Andreas Carlgren w komunikacie cytowanym przez PAP. Sztokholm już na początku roku zapowiedział, że dopóki Nord Stream nie złoży kompletnej dokumentacji, wniosek konsorcjum o zgodę na inwestycję nie będzie rozważany.

Układanie bałtyckiej rury mogą też pokrzyżować fińscy przedsiębiorcy. Chcą oni poszukiwać surowców w najwęższej części Zatoki Fińskiej, na trasie gazociągu. Swój wniosek Finowie złożyli w sierpniu i ma być rozpatrzony pod koniec listopada. Jeśli przedsiębiorcy dostaną zgodę na badanie dna Bałtyku, to mogą zablokować budowę rury na tym terenie. - W sprawach eksploatacji dna morskiego liczy się to, kto pierwszy złoży wniosek. Nord Stream jest ciągle w fazie studium ekologicznego, zgody na układanie rury nie ma - powiedział dziennikowi "Nowyje Izwiestia" prawnik Kari Silvennoinen, który reprezentuje przedsiębiorców. Zdaniem rosyjskiej gazety za grupą przedsiębiorców, którzy chcą zablokować gazociąg, stoją przedstawiciele organizacji zrzeszającej uchodźców z Karelii - części Finlandii anektowanej przez Związek Radziecki po II wojnie światowej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.