Los gliwickiej hali Podium rozstrzygnie się w Brukseli

Co najmniej pół roku będą musiały poczekać Gliwice na decyzję w sprawie ostatecznej kwoty na budowę hali Podium. Sprawą zajmie się Komisja Europejska.

- Ogłaszamy jednak przetarg na budowę hali. Zawsze można z wykonawcą zawrzeć umowę warunkową, w której zapiszemy, że budujemy halę, jeśli będą pieniądze - mówi Marek Jarzębowski, rzecznik gliwickiego magistratu. Przypomnijmy, że przy planowaniu wartej 350 mln zł inwestycji miasto liczyło na ponad 40 mln euro dotacji z Unii Europejskiej.

Ostatecznie Gliwice nie otrzymały jeszcze dotacji, bo urzędnicy marszałka podejrzewali, że przy budowie hali może dojść do tzw. pomocy publicznej, czyli naruszenia zasad konkurencji. Władze Gliwic po zakończeniu inwestycji chcą bowiem przekazać halę spółce, w której miasto będzie mieć 100 proc. udziałów. Marszałek uważa, że zasady konkurencji wymagają przetargu na dzierżawę i zarządzanie halą. Jeśli projekt zostanie uznany za pomoc publiczną, dotacja spadnie do około 20 mln euro.

Stronę marszałka podzielił już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale władze Gliwic zapowiedziały, że spróbują udowodnić swoje racje. Marszałek uprzedził ten ruch i postanowił we wtorek zakończyć spory, rozpoczynając tzw. procedurę notyfikacji. To oznacza, że decyzję o tym, czy w przypadku Podium mamy do czynienia z pomocą publiczną, podejmie Komisja Europejska. - Nikt nam nie zarzuci, że zniszczyliśmy piękne plany Gliwic. Opinia KE będzie jak wyrok. Z tym już nie da się dyskutować - mówią nieoficjalnie urzędnicy marszałka.

Wcześniej władze Gliwic sugerowały, że marszałek blokuje budowę z przyczyn politycznych. Za projekt odpowiada w mieście nielubiany w Platformie Obywatelskiej były marszałek Janusz Moszyński.

Przeczytaj: Bytom ma superhalę sportową. Czarną jak węgiel

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.