Kredytobiorcy radzą sobie - nie chcą 1200 zł od państwa

Nie sprawdziły się czarne prognozy dotyczące rynku kredytów hipotecznych. Z pomocy państwa w ich spłacie korzysta tylko 735 bezrobotnych kredytobiorców

To zaledwie 0,05 proc. z prawie 1,4 mln gospodarstw domowych spłacających taki kredyt. A jeszcze rok temu szacowano, że pomocy może potrzebować nawet 45 tys. kredytobiorców. Dlatego rząd przygotował specjalną ustawę o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę. Wydatki z tego tytułu miały sięgać 0,5 mld zł, a nie przekroczyły... 2 mln zł.

Ustawa działa już od pół roku. W Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) dowiedzieliśmy się we wtorek, że powiatowe urzędy pracy dopłacały bezrobotnym kredytobiorcom średnio po 758 zł miesięcznie. Dotąd najwięcej osób skorzystało z pomocy w woj. mazowieckim. Jednak to zrozumiałe, bo w stolicy rynek mieszkaniowy, a w konsekwencji także kredytowy, jest największy.

Przypomnijmy, że by dostać dopłatę - do 1200 zł miesięcznie przez rok - trzeba spełnić kilka warunków. Na przykład nie mogą ubiegać się o nią ci, którzy mają więcej niż jedno mieszkanie lub dom - także lokatorskie w spółdzielni lub nawet wynajęte na wolnym rynku. Z kolei ci kredytobiorcy, którzy ubezpieczyli się od ryzyka utraty pracy, w pierwszej kolejności muszą korzystać ze świadczeń ubezpieczyciela (zwykle od 6 do 12 miesięcznych rat kredytu.

Z dopłat mogą skorzystać nie tylko zwolnieni pracownicy, ale też przedsiębiorcy prowadzący jednoosobowe firmy. W tym przypadku przez utratę pracy rozumie się zakończenie działalności. Jedni i drudzy muszą zarejestrować się w powiatowym urzędzie pracy - uzyskać status bezrobotnego i prawo do zasiłku. Natomiast na pomoc nie mają co liczyć ci, którzy zostali zwolnieni z pracy dyscyplinarnie lub sami z niej zrezygnowali.

Zgodnie z ustawą skala pomocy nie zależy od dochodów rodziny. Nawet gdy pracę straci tylko jedno z małżonków, a mieszkanie kupione na kredyt jest ich wspólną własnością, i tak dostaną dopłatę.

Wypłacanie potrwa najwyżej 12 miesięcy. Oczywiście ten, kto znajdzie pracę wcześniej, już dopłaty nie dostanie (BGK potwierdziło sto takich przypadków). Dodajmy, że po kolejnych dwóch latach pieniądze trzeba będzie zwrócić. Ustawa daje na to osiem lat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.