Kredyt za darmo ożywi gospodarkę USA?

Amerykański bank centralny (Fed) jest tak zdesperowany, aby ocalić gospodarkę przed głęboką recesją, że w bezprecedensowym posunięciu obciął stopy procentowe dosłownie do zera. Główna stopa będzie się wahać w przedziale 0 do 0,25 proc.

Od ponad roku na nic zdają się wysiłki rządu federalnego i Fed, aby zapobiec największej katastrofie gospodarczej w USA od czasów Wielkiego Kryzysu w latach 30. poprzedniego wieku. Ameryka pogrąża się w recesji. Wiosną nie rozruszał gospodarki wart ponad 170 mld dol. pakiet ulg podatkowych i zapomóg uchwalony przez Kongres. PKB urósł w II kw., ale później było tylko gorzej. W trzecim kwartale znalazł się na minimalnym minusie, ale najgorsze ma dopiero nadejść. Ekonomiści szacują, że w ostatnim kwartale roku PKB zanurkuje 6 proc. albo więcej. Dlatego szybka reanimacja gospodarki jest priorytetowym zadaniem Fed. Pęknięcie w 2007 r. bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości spowodowało gigantyczny kryzys finansowy. Pogrążeni w długach Amerykanie tracą domy na kredyt, coraz mniej wydają, firmy nie mają zamówień, ograniczają inwestycje i na potęgę tną posady, nakręcając bezrobocie.

Fed kierowany przez Bena Bernanke od wrześnie zeszłego roku tnie stopy procentowe w tempie, które przyprawia o zawrót głowy. Czasem nawet nie czeka na planowane posiedzenia, tylko działa w trybie obiegowym. Do wczoraj główna stopa spadła z 5,25 proc. do zaledwie 1 proc. Stąd był tylko krok do kredytu prawie "zero procent" i Fed nie zawahał się go wykonać. Tak radykalna decyzja była tym łatwiejsza, że nieprawdopodobnie szybko spada w USA inflacja. W listopadzie inflacja straciła 1,7 proc. (licząc miesiąc do miesiąca). To największy miesięczny spadek, odkąd w 1947 r. Departament Pracy rozpoczął takie obliczenia. Roczna inflacja wynosi obecnie zaledwie 1,1 proc., czyli faktycznie kredyt w USA jest za darmo, bo realne stopy procentowe są ujemne. Tak zaskakujący spadek inflacji ma kilka powodów. Przede wszystkim po pęknięciu latem spekulacyjnej bańki na rynku surowców ropa potaniała z blisko 150 dol. za baryłkę do ok. 40 dol. Tańsza benzyna zawsze hamuje inflację. Ale ogromne znaczenie ma też lęk Amerykanów przed skutkami kryzysu finansowego. Niechętnie wydają pieniądze, co zmniejsza sprzedaż detaliczną i dodatkowo spowalnia wzrost cen.

Amerykańscy konsumenci tak spanikowali, że ekonomiści jak ognia obawiają się deflacji, czyli odwrotności inflacji. To zjawisko zabójcze dla aktywności gospodarczej, bo gdy wszystko tanieje, to przestaje się opłacać produkować, a najlepszą inwestycją są rządowe obligacje. Przykład najbardziej doświadczonego deflacją kraju, czyli Japonii, mówi, że piekielnie trudno rozruszać taką gospodarkę. Japonia walczyła z deflacją przez całą dekadę lat 90. Orężem były zerowe stopy procentowe, do czego zmierza Fed. Musi zdecydowanie ciąć stopy, bo walczy z czasem. Jeśli tani kredyt zachęci Amerykanów do zakupów, a firmy do inwestowania, to groźba wieloletniej stagnacji gospodarczej zostanie zażegnana.

Mocne cięcie stóp uderzyło w cenę dolara. Za euro płacono najwięcej od dwóch miesięcy 1,38 dol. Kapitał szuka okazji do zarobku w Eurolandzie, bo stopy są tam dużo wyższe - główna wynosi 2,5 proc.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.