Kredyt. I cię nie opuszczę aż do śmierci

Tomek ma dobrą posadę w PR dużej firmy, 35 lat i pętlę na szyi. Rok temu zaciągnął 400 tys. zł kredytu na mieszkanie. Na 35 lat - czyli do 70. roku życia. Prawdopodobieństwo, że dożyje spłaty, nie jest bardzo duże

Zobacz także:

Co musisz zrobić, zanim kupisz mieszkanie

Jak kupować mieszkanie w czasach szaleństwa

Jak uniknąć pułapek, podpisując umowę

Kredyt wisi mi nad głową jak miecz. Muszę się sprężać, żeby zarabiać na comiesięczne raty. Ale i tak nigdy tego kredytu nie spłacę, bo przy takim tempie nie dożyję 70. roku życia - opowiada Tomek.

- Trzy lata temu przyjechałem do Warszawy z Elbląga. Tam już się tak dusiłem, że potrafiłem jechać z żoną na kawę do Gdańska, byle się wyrwać.

Przez pierwszy rok byłem tu sam, w służbowym mieszkaniu, zarabiałem tak mało, że żyłem z oszczędności. Ale mi wtedy nie zależało na pieniądzach, tylko żeby się wyrwać z Elbląga. Co tydzień, dwa jeździłem do żony na weekend.

Dziewięć miesięcy później urodziła nam się córeczka Zosia. W międzyczasie przeprowadziliśmy się na stałe do Warszawy, żona znalazła tu pracę. Wynajęliśmy kawalerkę, 35m kw., tuż przy parku na Mokotowie. Pod oknem stało łóżeczko Zosi, obok był kącik do przewijania, dziecięce mebelki sosnowe z wyprzedaży, stół i fotel dla żony dokarmienia. Z drugiej strony łóżko, szafa. Życie toczyło się w kuchni, tam stał komputer, tam oglądaliśmy komedie romantyczne. Książki czytałem w wannie albo na sedesie.

Płaciliśmy za wynajem jakieś 1200 zł. To była połowa mojej pensji. Ale w pracy dostałem awans i sporą podwyżkę. To nie tylko o pieniądze chodzi, ale odzyskałem godność. Że zarabiam na rodzinę, mogę jej zapewnić godny byt. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że chciałbym też mieszkać jak człowiek.

Walka o klienta na skraju raju

Długoterminowe kredyty na mieszkania wzięło w Polsce pół miliona ludzi. Dane NBP pokazują, jak rośnie ta lawina.

Dziesięć lat temu (wrzesień 1997 r.) zaciągnęliśmy 14 mld zł zwykłych komercyjnych kredytów, a kredytów mieszkaniowych zaledwie 1,5 mld. Dziś nasze komercyjne zadłużenie to 66 mld zł - zwiększyło się pięciokrotnie. A suma kredytów mieszkaniowych to 109 mld zł - aż 70 razy więcej!

Banki walczą o klientów. Szczególnie tych, którzy są - jak mówi dyr. Aleksandra Łukasiewicz z firmy doradztwa finansowego Open Finance - "na skraju raju". Czyli mają pieniądze, ale nie stać ich na własne mieszkanie. Nawet nie bardzo mają na ratę kredytu rozłożonego na 30 lat. Bo bank oblicza, że rata nie może przekraczać 30-50 proc. dochodu netto (po odjęciu stałych zobowiązań). Średni kredyt w Open Finance to 300 tys. zł, jeśli rozłoży się go na 30 lat, to rata wyniesie ok. 1800 zł.

Dla tych, którym do tego raju brakuje paru złotych, są dłuższe kredyty - nawet na 50 lat. - Jeszcze dwa-trzy lata temu takie kredyty nie były ogólnie dostępne albo banki żądały 20-30- procentowego wkładu własnego. Teraz już nie - mówi dyr. Łukasiewicz. -Po rozłożeniu kredytu na 50 lat rata wynosi 1600 zł.

Czy to bezpieczne - dla systemu bankowego, dla społeczeństwa? Pytam o to w Narodowym Banku Polskim, a ściślej - w podległym mu Głównym Inspektoracie Nadzoru Bankowego. NBP odpowiada: "Nie dysponujemy ani danymi dotyczącymi ilości udzielonych kredytów mieszkaniowych, ani ich charakterystykami. Te kwestie były objęte ankietą Inspektoratu, aktualnie banki przesyłają stosowne dane. Odpowiedź na pytania będzie możliwa po opracowaniu ostatecznych wyników ankiety".

Michał Wydra ze Związku Banków Polskich wróży na dwoje: -Mamy mocną, stabilną gospodarkę. Ale tak długie kredyty są ryzykowne. Banki powinny je wiązać z ubezpieczeniami - na życie, od bezrobocia.

Tomek: Po kredyt szedłem jak na zastrzyk

Musiałem zmienić pracę. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy wracamy do Elbląga, czy kupujemy mieszkanie w Warszawie.

Tu nie ma życia prywatnego. Po całym tygodniu jestem tak wypompowany, że nie mam ochoty nikogo widzieć. Na sąsiedniej ulicy mieszkają nasi znajomi z Elbląga, ale spotykamy się z nimi u mojego kolegi w Elblągu. Tu nie ma na to czasu. Tu wszyscy chcą się naścigać, nazarabiać, a nie żyć.

Ale z drugiej strony wracać do tej chujni w Elblągu? Do tych układów, do tego włażenia wszystkim w dupę, żeby cokolwiek załatwić.

Spotkaliśmy się z doradcą kredytowym. Na trzecie spotkanie przyniósł umowę z bankiem, całkiem gruba książka. Na pierwszej stronie wyliczona nasza zdolność kredytowa, wysokość raty, a reszta drobnym drukiem. Nie czytałem tego, bo jak mnie mają przerobić, to i tak mnie przerobią. Na każde spotkanie szedłem jak na zastrzyk, chciałem, żeby już było po wszystkim. Tylko żona słuchała, dopytywała o prowizje przy wcześniejszej spłacie, przy przewalutowaniu.

Miałem wątpliwości. Ale wszyscy mnie przekonywali, żeby brać - reklamy, znajomi. Z kolegą godzinę przez telefon gadałem, aż mnie ucho rozbolało, wyliczał mi, jak wzrośnie wartość mojego mieszkania, ile przepłacam za wynajem. Oglądaliśmy mieszkania, chyba ze 30. Odrzucaliśmy peryferie, bo nie po to się przeprowadzam do Warszawy, żeby do niej codziennie dojeżdżać. Znaleźliśmy trzy pokoje na Muranowie po 6 tys. za m kw. na osiedlu z lat 90. Wyszliśmy, wróciliśmy i zaklepaliśmy.

Później pamiętam wizytę u notariusza. Taki byłem spięty, że dwa dni później zacząłem mieć kłopoty z oddychaniem. Musiałem pójść do lekarza, dał mi środki rozkurczowe.

Jedna trzecia umrze z długami

- Klient przychodzi po kredyt, który ma być najtańszy, z najmniejszą ratą i prowizją - opowiada dyr. Łukasiewicz z Open Finance.- Ale po rozmowie połowa decyduje się na inwestycję. Można wziąć kredyt na 30 lat i go po prostu spłacać. Ale korzystniej wziąć kredyt na 50 lat i spłacić po 20.

W żargonie bankowym to się nazywa "kredyt ze skarbonką". Decydując się na kredyt na 50 lat, płacimy ratę - powiedzmy - o 200 zł niższą niż przy 30-letnim. Te 200 zł będziemy wpłacać na lokatę. Kapitał będzie rósł, procentował. Dyr. Łukasiewicz przewiduje, że po 25 latach uzbiera się tyle, że będzie można jednorazowo spłacić pozostałą część kredytu.

A jeśli kredytobiorca umrze? - Niektóre banki wymagają wykupienia polisy na życie. To koszt około 20 zł miesięcznie przy ubezpieczeniu na 100 tys. zł. Spadkobiercy mogą też przejąć mieszkanie z kredytem -wylicza dyr. Łukasiewicz.

Dyr. Tadeusz Hołyński z Towarzystwa Ubezpieczeń "Europa" na ubiegłorocznym forum bankowym w Białowieży pokazał porażającą statystykę: prawdopodobieństwo przeżycia roku dla 30-letniego niepalącego mężczyzny wynosi 99,87 proc. - bardzo dużo; prawdopodobieństwo, że ten mężczyzna po zaciągnięciu kredytu mieszkaniowego na 30 lat dożyje spłaty ostatniej raty wynosi 84,7 proc. - mniej; w przypadku palącego mężczyzny w wieku lat 35 prawdopodobieństwo doczekania końca spłat spada do 64,38 proc., czyli jedna trzecia kredytobiorców umrze w długach.

- Ubezpieczyć na życie może się każdy. Ale powyżej 45 lat stawka rośnie tak dramatycznie, że ubezpieczenie staje się niesprzedawalne -mówi dyr. Hołyński. Zwykle stawka wynosi kilkaset złotych rocznie. Ale rośnie automatycznie, jeśli ktoś w ankiecie przyzna się, że pali papierosy, nadużywa alkoholu albo uprawia sporty ekstremalne. Jeśli ma np. chorobę wieńcową, to ubezpieczyciel skieruje go na badania i składka także może wzrosnąć.

Rozwojowi choroby wieńcowej służy silny stres.

Tomek: Zabrakło kasy przy kasie

Weszliśmy do pustego jeszcze mieszkania. Zosia miała rowerek, oczarowana jeździła po całym mieszkaniu, pokazywaliśmy jej, gdzie będzie jej pokój. A ja się cieszyłem, że mam wreszcie przestrzeń życiową. Dawniej jak jeździliśmy do Elbląga, to mówiliśmy, że jedziemy do domu (trzymamy tam ciągle nasze mieszkanie). A teraz "dom" się zrobił w Warszawie. Nawet symbolicznie łóżko nam się w Elblągu rozwaliło, stoi oparte na książkach.

Tylko że to wszystko kosztuje. Po trzech miesiącach zabrakło nam kasy przy kasie w supermarkecie. Jedna karta - odmowa, druga karta - odmowa, w portfelu pusto. Ludzie stoją i się patrzą. Przeprosiliśmy, odstawiliśmy koszyk na bok i kupiliśmy tylko pieluchy dla Zosi.

Trochę za dużo wydajemy na zakupy. Zamiast 250-300 zł wychodzi ok. 400. Lubię francuskie sery, francuskie korniszony, ale to chyba nie są fanaberie, na które biały człowiek nie może sobie pozwolić. Albo zapłacić rachunek za spotkanie z trójką znajomych w pizzerii - po pizzy dla każdego, kawa, wino, deser i 450 zł. To było miesiąc temu, a do dziś to pamiętam. Albo wyjechać na wakacje. W tym roku wypoczywaliśmy w Elblągu. I raz pojechaliśmy na dzień nad morze. To nie jest chyba życie ponad stan.

Nie wiem, jak podołam wszystkim rolom społecznym: ojca, syna, głowy rodziny. Mojej mamy nie stać np. na remont mieszkania, więc zanim wzięliśmy kredyt, fundnąłem jej kafelki do kuchni. Żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, że nie wiem, czy będę mógł jej pomagać.

Co zapewnię córce? Na razie opiekuje się nią babcia, ale za rok pojawi się kwestia przedszkola. Do państwowego mogą nas nie przyjąć, bo za dużo zarabiamy. Zostaje prywatne, to taniej niż niania. Ale co będzie, jak trzeba będzie Zosię zapisać na angielski, lekcje gry na gitarze albo pływania?

A gdyby nam przyszło do głowy mieć jeszcze jedno dziecko? Zapomnij.

Odwrócona hipoteka na koniec dnia

Dyr. Hołyński przekonuje, że powinniśmy przyzwyczaić się do życia z kredytem: - Dostępność kredytów rozbudziła uśpione apetyty. Ale nasze zadłużenie ciągle jest minimalne, w granicach 5 proc. PKB. W krajach Europy Zachodniej to około 60 proc.

Tylko, że polskiemu systemowi bankowemu daleko do zachodnioeuropejskich. Dyr. Hołyński: -Depozyty w systemie bankowym zaczynają się zrównywać z akcją kredytową. Czyli grozi nam wyższa obsługa kosztów kredytu. To wstrzymałoby popyt na mieszkania i doprowadziło do spadku wartości nieruchomości.

-Namawiamy klientów do tworzenia poduszki finansowej, czyli systematycznego oszczędzania w funduszach akcyjnych. To pozwoli bezpiecznie dokończyć spłatę kredytu na emeryturze - mówi dyr. Łukasiewicz.

- Banki zmniejszają w ten sposób ryzyko. Ale to kanibalizacja, bo lokaty pożerają pieniądze, które mogłyby trafić do depozytów bankowych - ocenia dyr. Hołyński.

Może za 30 lat banki będą "odkupywać" mieszkania od swoich klientów? To tzw. odwrócona hipoteka: bank wypłaca kredytobiorcy umówiony procent wartości mieszkania, a po jego śmierci przejmie mieszkanie.

W bankowym żargonie nie mówi się "przed śmiercią" ani "na emeryturze". Tylko "na koniec dnia".

Tomek: Jak nam wpadnie kamyczek

Dobrze, powiem ci, jaki mamy budżet. Razem z żoną zarabiamy netto 7 tys. Dużo? Od tego musisz odjąć 2 tys. raty kredytu i stałe opłaty - między 1,5 a 2 tys. Zostaje na życie 3-3,5 tys.

I tak będzie do śmierci, a nawet dłużej. Zosia odziedziczy zadłużone jeszcze mieszkanie. Martwię się, że nie mam jak tych spłat przyspieszyć. Wszystko jest u nas w domu wyliczone jak w maszynie. Kręci się. Ale co się stanie, jak w tryby tej maszyny wpadnie kamyczek? Żona straci pracę, ja stracę pracę, skoczy kurs franka, zdrożeje ropa? To jest niepokój setek tysięcy ludzi. Jeżeli tylko mi wpadnie kamyczek to pół biedy. Sprzedam mieszkanie, spłacę kredyt, coś wynajmę albo wrócimy do Elbląga.

Ale jeśli nam wszystkim wpadnie kamyczek, cała gospodarka się załamie, ceny mieszkań spadną, a mnie nie będzie stać na płacenie rat? Jak byłem mały, to śniła mi się wojna światowa. A teraz komornik.

Pokolenie na kredycie - czekamy na listy

Też żyjesz z kredytem na karku? Czy tak jak bohater reportażu lękasz się, czy dożyjesz spłaty? Co robisz, by zabezpieczyć swoją rodzinę na wypadek problemów ze spłatą? Czy znalazłeś sposób, by sprostać swoim ambicjom w roli ojca/matki rodziny bez kredytu?

Piszcie: listydogazety@gazeta.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.