Życie z kredytem

Kredyt skomplikował mi życie. Dzień zaczynam od sprawdzania kursu walut. Euro spadło czy wzrosło? Zmniejszy się rata czy zwiększy? A jakie są długoterminowe prognozy? Na wszelki wypadek studiuję jeszcze prasę ekonomiczną. Bo może czas przewalutować?

Do 12. każdego miesiąca trzeba zapłacić ratę. Lepiej się nie spóźnić, bo mogą być kłopoty. Jak bank wpisze mnie na listę Biura Informacji Kredytowej, będzie klops. Wyjdę na naciągacza i nic już na kredyt nie kupię, bo będę "niewiarygodny".

I tak do roku 2028. Będę miał wtedy 52 lata, dzieci i brodę do pasa. Jeszcze trudno mi to sobie wyobrazić.

Aktu notarialnego jeszcze nie ma. Spóźnia się coś deweloper. Bank wymaga na ten czas ubezpieczenia. Niby nieduże pieniądze, ale zawsze kilkaset złotych "w plecy". A tu trzeba oszczędzać na notariusza. I zapłacić podatek. Razem muszę mieć jakieś 7 tys. zł.

Co będzie, jeśli stracę pracę? Sytuację gospodarczą mamy taką, że tylko siąść i płakać. Bezrobocie niemal 20-proc.

Ale za to mieszkam na swoim. Do końca życia nie zapomnę chwili, kiedy odbierałem klucze. (Gwoli ścisłości nie zapomnę też, jak potem musiałem się użerać z fachowcami).

Kredyt spłacę prędzej czy później. W końcu ekonomiści mówią: będzie lepiej. Własne cztery kąty (zwłaszcza w dobrej dzielnicy) to dobra inwestycja. W przyszłości można je sprzedać z zyskiem, wziąć następny kredyt i wybudować dom...

Bo kredyt jest dla ludzi. Trudno z nim żyć, ale jeszcze trudniej bez niego.

Copyright © Agora SA