Jestem za młody na kredyt, bo nie mam żony i mieszkania

Komisja Nadzoru Finansowego chciała uchronić banki przed zbyt lekkomyślnym pożyczaniem pieniędzy. Ale zmiana może spowodować, że już latem walka o kredyt będzie przypominać walkę z wiatrakami

>> Pies warczy w zależności od nastroju

Rekomendacja T została ogłoszona kilka tygodni temu. Powód? Spłacalność nawet kredytów mieszkaniowych w Polsce wciąż spadała. Pod koniec 2009 roku zagrożone należności banków wraz z odsetkami wynosiły już niemal 54 mld zł. Nierzadko okazywało się, że dłużnicy mieli bowiem raty przekraczające wysokość ich dochodów.

Rekomendacja T nakłada więc na banki m.in. obowiązek sprawdzania chętnych na pożyczki w Biurze Informacji Kredytowej. Poza tym, jeśli suma zobowiązań ratalnych klienta miałaby wynieść ponad połowę jego dochodów, bank nie powinien udzielić mu kredytu. Rekomendacja zacznie obowiązywać latem, ale już dziś wiadomo, że zamiast klientom pomóc, wielu może poważnie zaszkodzić, a banki już dziś coraz niechętniej pożyczają pieniądze.

Opowieść bankowego doradcy finansowego, który nie ma szans na pożyczkę w banku

Jestem stosunkowo młodym, bo 33-letnim doradcą finansowym i analitykiem w jednym z wiodących polskich banków komercyjnych. Jak na razie pracuje mi się tu dobrze, wolałbym zatem zachować anonimowość.

Okres wzmożonej ochrony rozpoczął się już tak naprawdę w maju 2008 roku. Wtedy w bankach (a jeszcze nie w mediach) zaczęto mówić o zbliżającym się do Polski wielkimi krokami kryzysie. Widać go już było dokładnie, pomimo zapewnień rządu, że nas nie dotknie, a zatem banki zaczęły zaostrzać procedury przyznawania kredytów. Kończyły się czasy, kiedy wystarczyło okazać chęć zakupu mieszkania i jego spłacania przez następne ćwierć wieku, aby bank je kupił i oddał kredytobiorcy. Banki z dbałości o własne interesy zaczęły minimalizować ryzyko kredytowe.

Na początek wyszły z założenia, że kredytobiorca powinien udowodnić, iż już od jakiegoś czasu planował zakup mieszkania, więc odłożył już trochę gotówki, może więc wpłacić 10 proc., 20 proc. wartości mieszkania, co pokaże, że podchodzi poważnie do sprawy. Bank zainwestuje zaś mniej własnego kapitału.

Chwilę później pojawiła się refleksja - kredytobiorca musi przecież liczyć się z tym, że raty trzeba spłacać. Musi być go stać na ten wydatek każdego miesiąca. I zaczęły się schody - nie wystarczało już pracować i mieć zaświadczenie o zarobkach. Wniosek kredytowy trafiający do banku zaczął być analizowany głębiej. Bank zaczął się zastanawiać, czy jeśli teraz stać kogoś na płacenie rat, to będzie go na nie stać również za rok. Trzeba więc sprawdzić dokładnie, co nasz potencjalny klient robi i kto mu za to płaci.

I w tym momencie zaczęło dochodzić do sytuacji, w których np. dobrze zarabiający, wykształcony kierownik średniego szczebla w branży motoryzacyjnej dostał negatywną decyzję o udzieleniu kredytu mieszkaniowego. Oczywiście, oficjalnie bez podania przyczyny, ale tak naprawdę chodziło o to, że jego branża była w kryzysie i że za rok może on być bez pracy i bez perspektyw na nią, a bank zostanie z mieszkaniem, które trudno będzie sprzedać, cena jego spadnie, zaś przykładowy kierownik do śmierci będzie ścigany przez komorników. Poza tym zaczęto się przyglądać, czy aby kierownik nie kupił telewizora z karty kredytowej, bo w tej sytuacji zaczęło być to postrzegane przez pryzmat tego, iż żyje ponad stan i nie stać go na ten telewizor, skoro wziął kredyt, więc tym bardziej nie będzie go stać na spłacanie większych rat za mieszkanie. Z drugiej strony bardzo łaskawym okiem patrzono na wnioski przedstawicieli branż uznawanych za niezagrożone. Na przykład lekarzy. Zarabiający 1200 złotych medyk był dla banku zawsze wiarygodny, bowiem nieznane są bankom przypadki lekarzy, którzy zarabialiby tyle, ile wykazują w dokumentach. Zawsze zarabiają więcej. Dużo więcej. Z kolei wolni strzelcy, ludzie pracujący na własny rachunek, młodzi przedsiębiorcy, nawet zarabiający krocie, już w drzwiach banku byli bez szans. Ich wniosek rzadko w ogóle był analizowany.

Zaczęło się również bardzo dokładne sprawdzanie historii kredytowej klienta np. odmawiano pożyczki, bo ktoś nieterminowo spłacał raty za kartę kredytową. Wychodziły na jaw przypadki, że ktoś zaciągnął kredyt, o którym nawet nie wiedział, ponieważ był on ukryty w podpisanej umowie o naukę w szkole policealnej. Gdy nauka została przerwana, a ukryty kredyt nie był spłacony, następowały odmowa kredytu i ogromne zdziwienie, a nawet szok, że coś takiego miało miejsce. Zdarzały się przypadki, gdy ktoś zamknął kartę kredytową, a miesiąc potem dostał pismo z banku z wezwaniem do uregulowania drobnej zaległości za zobowiązania, które wyniknęły już po zamknięciu karty. Wezwanie zignorował, bo zaległość drobna, a karta zamknięta. Niestety, drobna zaległość w zaostrzonych procedurach bankowych pozbawiła go kredytu mieszkaniowego na kilkaset tysięcy.

Czasem ostrożność banków sięgała zenitu, ponieważ zdarzali się klienci, którzy nigdy wcześniej nie brali kredytu, zatem nie mieli historii kredytowej. Im także nie chciano udzielać kredytów, bo z kolei nie było wiadomo, jakimi są kredytobiorcami! Sam kiedyś doskonale znając własną analizę finansową, z ciekawości poszedłem złożyć wniosek o kredyt mieszkaniowy do konkurencyjnego banku. I okazało się, że wprawdzie mój wniosek przeszedł pozytywnie analizę banku, ale ten kredytu mi jednak nie udzieli. Pani analityk powiedziała mi w tajemnicy, że nie jestem wiarygodnym kredytobiorcą dla banku, ponieważ nie mam żony ani mieszkania i jestem stosunkowo młody. Notabene właśnie mieszkanie chciałem kupić. Przecież gdybym je miał, to pewnie bym się nie starał o kredyt na jego zakup!

Co zmieni rekomendacja T? Nic. Te banki, w których zostały ostatnie ślady cywilizacji dostosują się do reszty. Wszędzie będzie więc jak powyżej.

*imię, nazwisko oraz miejsce pracy autora listu znane jest redakcji.

Masz żółtą kartkę w BIK? Nie wszędzie jesteś bez szans

Zgodnie z rekomendacją T banki powinny wnikliwiej badać przeszłość kredytową swoich klientów. A to oznacza m.in., że powinny zwracać się do Biura Informacji Kredytowej po opinię. Do BIK można trafić za wszelkie niespłacone zadłużenia typu ratalnego (nie za rachunki!) i każda taka "zła" informacja jest tam przechowywana przez 5 lat, bez możliwości zwrócenia się o jej usunięcie, nawet po spłaceniu zaległości. Na szczęście nie wszystkie banki przywiązują taką samą wagę do tych informacji.

BZ WBK przymknie oko nawet na zaległość do 90 dni, pod warunkiem, że nie przekracza ona stu złotych.

Nordea , podobnie jak BZ WBK, dopuszcza tak przeterminowaną płatność, nawet dwukrotnie wyższą.

Eurobank jest bardziej restrykcyjny - nie dyskwalifikuje klienta, który ma 30-dniową zaległość. Może nawet przymknąć oko na zaległość 90-dniową, ale klient w zamian musi się zgodzić na wyższą marżę kredytu, o jaki się stara.

Bank Pocztowy dopuszcza 30-dniową zaległość, podobnie BGŻ (ten nawet 60-dniową, jeśli nie przekracza 200 złotych).

Pułapki rekomendacji T

O tym, co znaczą poszczególne zapisy w rekomendacji, odpowiada Krzysztof Rybiński, były wiceszef NBP, partner Ernst&Young:

Kosztowne ubezpieczenie

Zapis 18.5 - rekomendacja zakazuje udzielania kredytów na 100 proc. wartości nieruchomości

Po długim okresie luzu kredytowego, kiedy banki rozdawały kredyty nawet na 120 proc. wartości inwestycji, okazało się, że w wielu przypadkach nie było właściwego zabezpieczenia tych pożyczek. Stawiało to banki w bardzo ryzykownej sytuacji, a chodzi przecież o to, żeby były to instytucje bezpieczne - tam dostajemy nie tylko kredyty, lecz także trzymamy nasze oszczędności. KNF zaleca więc, żeby banki dawały pożyczki tylko na część wartości nieruchomości, licząc się z tym, że jej wartość może spaść. Naturalnie, część banków nadal będzie dawała kredyty na 100 proc., ale prawdopodobnie ubezpieczenie, jakie będą pobierały od tzw. niskiego wkładu własnego, mocno wzrośnie.

Wyższa marża

Zapis 18.6 - bank będzie stale monitorował ryzyko kredytowe związane z danym klientem, kiedy zacznie rosnąć, będzie mógł podnieść marżę kredytu

W założeniu polityki banków każdy, kto dostaje kredyt, to klient bezpieczny, zaś spłata pożyczki obarczona jest niskim ryzykiem. Ale nie można wykluczyć sytuacji, w której przy kredycie hipotecznym spłacanym przez obojga małżonków żona traci pracę. Ryzyko związane ze spłatą zobowiązania znacznie wzrasta. Zgodnie z rekomendacją T bank będzie mógł więc renegocjować umowę, podnosząc swoją marżę. Taką praktykę stosuje się z powodzeniem w stosunku do klientów biznesowych. Powinno być jednak tak, że kiedy ryzyko związane z klientem spada, marża także powinna iść w dół. Czy będzie? Czas pokaże.

>> Metrowa tablica ogłoszeń <<

 

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

 

Adopcje zwierząt

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.