Poznań zaczyna walczyć o mieszkańców. Budujcie się u nas!

Prawie 32 ha na Kobylepolu miejska spółka uzbroi, podzieli na działki i sprzeda w przetargach. Tak władze Poznania chcą zatrzymać mieszkańców, którzy marzą o domku z ogródkiem.

Od kilku lat trwa exodus poznaniaków do ościennych gmin, które oferują znacznie tańsze działki i sporo hektarów pod budownictwo mieszkaniowe.

Efekt? Według GUS w latach 2002-2010 liczba mieszkańców powiatu poznańskiego wzrosła o 57 tys., czyli o ponad 21 proc., podczas, gdy liczba mieszkańców Poznania spadła w tym czasie o 25 tys.

Co gorsza: uciekają głównie młodzi i majętni. To oznacza, że średni wiek mieszkańców Poznania jest coraz wyższy, a wpływy do budżetu miasta z podatku dochodowego coraz niższe.

Od lat władze miasta były krytykowane za brak reakcji na to zjawisko. Teraz postanowiły powalczyć.

Pomysł jest taki: uchwałą rady miasta, podjętą na jednej z ostatnich sesji, komunalne grunty zostały przekazane miejskiej spółce: Wielkopolskiemu Centrum Wspierania Inwestycji. Chodzi o ok. 32 ha w okolicach ulic Michałowo i Sowice, na Kobylepolu. - Spółka ma grunty uzbroić za zaciągnięty kredyt, podzielić na działki pod domki jednorodzinne i sprzedawać - tłumaczyła na spotkaniu o rewitalizacji centrum Aleksandra Konieczna, wicedyrektor wydziału gospodarki komunalnej i polityki mieszkaniowej. Dodała, że popyt na grunty w okolicach Szczepankowa jest spory.

Miasto chce, by osoby, które chcą kupić działkę, nie uciekły z Poznania - mówiła.

Przy okazji sama przyznała, że sama jest jedną z "uciekinierek": przeniosła się z centrum Poznania do jednej z podkórnickich miejscowości.

Kiedy działki będą na sprzedaż? Na razie nie wiadomo. Konieczna: - Trwa jeszcze wycena gruntów wniesionych aportem do spółki.

Te kierunek działania zgodny jest z wytycznymi zawartymi w projekcie programu polityki mieszkaniowej na lata 2012-2022, który również zawiera sugestie, by Poznań wykorzystał rezerwy terenów i stworzył warunki dla tych, którzy chcą się budować.

Dodatkowym atutem działek w okolicach Michałowa jest to, że dla tych terenów uchwalone są miejscowe plany zagospodarowania, więc nabywcy działek, nie będą musieli występować o warunki zabudowy, a tylko o pozwolenie.

Takie działki są najbardziej atrakcyjne i jest ich niewiele. W Poznaniu w połowie ubiegłego roku uchwalone plany miało tylko 29 proc. powierzchni miasta.

Radny Tomasz Lewandowski, (SLD) przewodniczący komisji komunalnej i polityki mieszkaniowej uważa że ten ruch spowoduje same korzyści: - Może dzięki temu choć część zamożnych poznaniaków zrezygnuje z wyprowadzki za miasto, a przy okazji zagospodarujemy tereny, które teraz leżą odłogiem. Jedyna moja wątpliwość dotyczy tego, czy uzbrajaniem powinna zająć się spółka, czy miasto. Bo konsekwencje są takie, że zarobione na sprzedaży działek pieniądze pójdą do spółki, a nie do kasy miasta.

Pomysł podoba się też radnemu Łukaszowi Mikule (PO): - Gdyby ten pomysł miasto zaczęło realizować dziesięć lat temu, być może udałoby się zapobiec wyprowadzkom mieszkańców do ościennych gmin.

O komentarz poprosiliśmy też Stowarzyszenie My-Poznaniacy. Edgar Drozdowski ze stowarzyszenia do planów miasta odnosi się sceptycznie: - Próba zatrzymania mieszkańców jest właściwa, ale spóźniona. Na dodatek niestety Kobylepole jest słabo skomunikowane z centrum ze względu na wieloletnie zaniedbania komunikacyjne - tłumaczy. Dodaje, że zysk ze sprzedaży działek powinien zostać przeznaczony na budowę lokali socjalnych i komunalnych, i to w śródmieściu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.