W Londynie najlepiej udawać Greka

Kiedyś światkiem luksusowych londyńskich nieruchomości trzęśli arabscy szejkowie. Dziś ich miejsce zajęli Grecy. Są gotowi kupić wszystko i płacą gotówką.

Rząd w Atenach woła o pomoc finansową, a greccy bogacze migiem przenoszą aktywa za granicę. Wypływ pieniądza z tego pogrążonego w kryzysie finansowym kraju, m.in. do banków na Cyprze i na zagraniczne rynki, nieruchomości przypomina nieco ucieczkę kapitału z Argentyny przed ogłoszeniem niewypłacalności tego kraju w 2002 r. Niektórzy Grecy przenoszą też po prostu swoje zasoby z rachunków do sejfów bankowych. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku z Grecji "uciekło" 10 mld euro.

Agenci nieruchomości w Londynie, gdzie zawsze lubili mieszkać zamożni greccy armatorzy, twierdzą, że nigdy nie mieli tylu klientów z tego kraju gotowych rozstać się z ogromnymi sumami pieniędzy w rekordowym czasie.

Agencje nazywają ich "dzianymi Grekami" i zacierają ręce, bo mieszkania i rezydencje po milion funtów i więcej idą jak świeże bułeczki. Klienci płacą gotówką i interesują ich tylko propozycje z najwyższej półki w rejonie Regent's Park, Mayfair i Marylebone. Niektórzy nie fatygują się nawet, by zatrudnić własnego rzeczoznawcę do wyceny i oceny stanu nieruchomości.

Zwykle w ciągu dwóch, trzech miesięcy wśród klientów agencji należącej do jednego z rozmówców "Guardiana" trafiał się najwyżej jeden Grek. Teraz pojawia się ich tygodniowo aż 15. Często zapisują nieruchomości na dzieci, by były całkowicie bezpieczne przed zgubnym wpływem kryzysu.

Jedną z grup, które w największym stopniu przyczyniają się do powstawania greckiego PKB, są właściciele statków, których związki z Londynem mają długą historię. W czasie wojen napoleońskich greccy armatorzy brali udział w brytyjskiej blokadzie morskiej i jej właśnie zawdzięczali pierwsze fortuny na Wyspach Brytyjskich. Wielu z nich osiedliło się w Zjednoczonym Królestwie, nabyło w Londynie wspaniałe rezydencje i kształciło tam dzieci. Pociąg do Wysp Brytyjskich częściowo tylko wynikał z tego, że właśnie tu greckim milionerom najbardziej się podobało. Po prostu uważają Londyn za centrum europejskiej przedsiębiorczości. Założycielem znanej linii lotniczej EasyJet jest sir Stelios Haji-Ioannou, który stworzył tanie linie dzięki 1 mln funtów odziedziczonych po ojcu - greckim armatorze.

Gdy Grecja przystąpiła do strefy euro w 2001 r., wielu greckich milionerów postanowiło zabrać swoje fortuny z powrotem do kraju. Teraz wygląda niestety na to, że robią w tył zwrot.

Tymczasem zwykli Grecy mają pierwszą od 15 lat recesję, a w wyniku drakońskiego programu oszczędnościowego rządu muszą się pogodzić ze spadkiem dochodów średnio o 30 proc. Puste kafejki, restauracje i sklepy przypominają wszystkim, że w tej chwili w Grecji najbardziej brakuje właśnie gotówki.

Bruksela i Międzynarodowy Fundusz Walutowy na prośbę rządu w Atenach dopinają ostateczną wersję największego w historii MFW pakietu pomocy. Pierwsza rata ma wynieść nawet 45 mld euro. Gigantyczne sumy, ale i nerwowe dyskusje wokół warunków wspólnej akcji ratunkowej rzuciły cień na atmosferę weekendowego spotkania ministrów finansów G20 w Waszyngtonie.

Pomoc Grecji jest pod wieloma względami bezprecedensowa i ma nastąpić bardzo szybko, ale nie wiadomo, czy wyprzedzi panikę na rynkach. W piątek widać było nerwowość międzynarodowych inwestorów, ale czy można im się dziwić, skoro sami Grecy przenoszą swoje zasoby w bezpieczniejsze miejsca?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.