Gminne mieszkania na wolnym rynku

Spora pula mieszkań komunalnych w centrum Krakowa zostanie wystawiona na sprzedaż. Miasto próbowało je dwukrotnie zamienić. Nie udało się, więc teraz rzuca je na wolny rynek. Czy ceny nie okażą się za wysokie?

Planowana sprzedaż mieszkań komunalnych to efekt ubiegłorocznej nowatorskiej uchwały radnych, która zabraniała miastu ponownego zasiedlania gminnymi lokatorami zwalniających się mieszkań komunalnych w tzw. strefie obejmującej najatrakcyjniejsze części miasta.

Zgodnie z uchwałą urzędnicy, zanim zdecydują się na sprzedaż mieszkań, mieli najpierw próbować zamienić je na inne, w gorszych lokalizacjach. W tym tygodniu odbył się już drugi przetarg w tej sprawie. I jak poprzedni zakończył się kompletnym niepowodzeniem.

- Nikt nie zgłosił chęci zamiany, a nawet nie oglądał tych mieszkań. Bardzo nas to dziwi. Lokale wymagają co prawda remontu, ale znajdują się w bardzo atrakcyjnych miejscach. Zastanawia nas, że próby zamiany nie podjęli się na przykład deweloperzy, którzy mają przecież sporo niesprzedanych mieszkań na obrzeżach Krakowa - mówi Marta Witkowicz, dyrektorka wydziału skarbu UMK, i zdradza, że krakowianie dzwonili tylko z pytaniami, czy można swoje mieszkanie wymienić na gminne i na przykład dopłacić różnicę w cenie.

Takiej możliwości jednak nie przewidziano. Miasto oczekiwało, że gminne atrakcyjne mieszkanie w centrum odda na przykład za dwa małe w gorszej lokalizacji. Bogusław Kośmider, jeden z twórców uchwały o gospodarowaniu gminnym zasobem mieszkaniowym: - Zamiany nie wyszły, bo być może miasto chciało zbyt wiele albo wyceny mieszkań były za wysokie, nieuwzględniające tego, że ceny nieruchomości w Krakowie ostatnio spadły.

Kośmider przestrzega, by podobnego błędu nie popełnić przy sprzedaży mieszkań. - Może warto obniżyć ceny. To i tak będzie się bardziej opłacać niż wynajmowanie ich za gminny czynsz - dodaje.

A może przy zamianach mieszkań zabrakło odpowiedniej promocji? - Raczej chodziło o ceny. Bo jak coś się opłaca kupić, to ludzie zawsze się o tym dowiedzą - uważa Kośmider.

Teraz pod młotek idzie pula 10 mieszkań (m.in. na ul. Tomasza, Zamoyskiego, Pawiej, Zyblikiewicza). Ceny - rynkowe. Na przykład za 34-metrowe mieszkanie przy ul. Syrokomli cenę wywoławczą ustalono na 379 tys. zł, za 61-metrowe mieszkanie przy ul. św. Tomasza - 830 tys. zł, a za 81-metrów przy ul. Zyblikiewicza - 766 tys. zł. Przetargi odbędą się na przełomie listopada i grudnia. Czy przy słabnącej koniunkturze na rynku mieszkaniowym miasto zdoła sprzedać swe mieszkania w tych kwotach? - Spróbujemy, takie mieliśmy wyceny. Gdyby się nie udało, zawsze możemy obniżyć ceny i ogłosić kolejny przetarg - odpowiada Witkowicz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.