Pomocy wciąż nie ma, ale raty stopniały

Minęły dwa miesiące, odkąd premier Donald Tusk zapowiedział w debacie poświęconej kryzysowi, że rząd pomoże bezrobotnym w spłacie kredytu mieszkaniowego. Powstał nawet projekt stosownej ustawy, ale rząd zwleka ze skierowaniem go do Sejmu. Na szczęście spadły miesięczne raty spłaty

W najgorszej sytuacji są dziś ci kredytobiorcy, którzy brali kredyty we frankach szwajcarskich między kwietniem a wrześniem 2008 r., gdy złoty był rekordowo mocny. Jarosław Sadowski z Expandera policzył, że jeśli ktoś pożyczył pod koniec lipca równowartość 300 tys. zł (po kursie 1,96 zł za franka), to jego rata jest teraz o prawie 160 zł wyższa od tej na początku spłaty. Z drugiej strony, gdy w lutym premier ogłaszał plan pomocy dla bezrobotnych kredytobiorców, ich sytuacja była o wiele gorsza. Z powodu osłabienia złotego miesięczne raty spłaty osiągnęły bowiem rekordowo wysoki poziom. W podanym przez nas przykładzie rata sięgała już 2 tys. zł. Na szczęście od tego czasu spadła o blisko 220 zł.

Niestety, coraz mocniej straszy nas widmo bezrobocia. Rząd ocenia, że z powodu utraty pracy problemy ze spłatą kredytu może mieć nawet 50 tys. z ponad miliona Polaków, którzy kupili zań mieszkania. W Ministerstwie Pracy powstał już projekt ustawy, która zakłada pomoc dla tych ludzi. Na wstępie wyjaśnijmy, że dopłata do kredytu nie przekroczy 1,2 tys. zł miesięcznie. Jeśli więc rata okaże się większa, kredytobiorca będzie musiał sam spłacać różnicę.

Kto skorzysta z pomocy...

O dopłatę będą się mogli ubiegać nie tylko ci, którzy stracą pracę po wejściu w życie ustawy. Pomoc obejmie też i tych, którzy zostali bezrobotni wcześniej - po 1 lipca 2008 r. Kredytobiorca, który zostanie zwolniony z pracy, będzie musiał zarejestrować się w powiatowym urzędzie pracy - uzyskać status bezrobotnego i prawo do zasiłku.

...a kto na pomoc nie może liczyć?

Kredytobiorcy zwolnieni z pracy dyscyplinarnie (z winy pracownika) oraz tacy, którzy odchodzą sami. A ponadto kredytobiorcy, którzy w dniu złożenia wniosku o dopłatę mieliby więcej niż jedno mieszkanie lub dom - także lokatorskie w spółdzielni lub nawet wynajęte na wolnym rynku. Zatajenie tego typu informacji grozi odpowiedzialnością karną i koniecznością zwrotu pieniędzy powiększonych o ustawowe odsetki - obecnie 13 proc. w skali roku.

Dochód nie ma znaczenia

Zgodnie z projektem to, czy dostaniemy pomoc ani jej wysokość, nie będzie zależało od dochodów rodziny. Co ważne, jeśli pracę straci tylko jedno z małżonków, a mieszkanie kupione na kredyt jest ich wspólną własnością - i tak dostaną dopłatę.

Wypłacanie pomocy będzie trwało najwyżej 12 miesięcy. Oczywiście ten, kto znajdzie pracę wcześniej, już dopłaty nie dostanie.

Dopłaty trzeba będzie zwrócić

Kredytobiorca nie będzie dostawał pieniędzy do ręki. Na konto banku, w którym zaciągnął kredyt, przeleje je Bank Gospodarstwa Krajowego - pieniądze przekaże mu Fundusz Pracy.

W resorcie pracy policzono, że w ciągu trzech lat dopłaty pochłoną blisko 440 mln zł. Wrócą one jednak do budżetu, bo zgodnie z projektem dopłaty trzeba będzie zwrócić w ciągu ośmiu lat - po dwóch latach karencji (w tym czasie nie będzie trzeba oddawać pieniędzy).

Pomoc kombinatorom

Na zaproponowanych przez resort pracy rozwiązaniach suchej nitki nie pozostawił m.in. analityk z firmy Open Finance Marcin Krasoń. Nie podoba mu się, że pomoc przy spłacie kredytów ma być niezależna od zamożności klienta i dochodów pozostałych członków gospodarstwa domowego. "To sprawia, że zwolniony z pracy Kowalski, który ma na utrzymaniu czteroosobową rodzinę i jest jej jedynym żywicielem, stawiany jest w tym samym szeregu z Nowakiem, którego żona pracuje na stanowisku menedżerskim i zarabia kilkanaście tysięcy złotych. Obaj dostaną po 1200 zł miesięcznie. Kowalskiemu uratuje to życie, a dla Nowaka... będzie prezentem, którym ten na pewno nie pogardzi - argumentuje Krasoń. - Nie wiadomo też, dlaczego w projekcie w ogóle nie uwzględniono przedsiębiorców, którym przecież także może powinąć się noga".

Analityk liczy, że twórcy projektu dopracują go tak, by program dopłat pomógł osobom rzeczywiście potrzebującym. W Open Finance nie kryją, że byłoby najlepiej, gdyby rząd wycofał się z tego projektu. "Wydaje się, że pieniądze te bardziej efektywnie wpłynęłyby na polską gospodarkę, gdyby zainwestowano je choćby w podnoszenie kwalifikacji bezrobotnych" - przekonuje Marcin Krasoń.

Budżet więcej zyska, niż straci

Nie brakuje też jednak ekspertów, którzy popierają inicjatywę rządu. Np. Andrzej Saniewski uważa, że nieudzielenie kredytobiorcom pomocy byłoby dla budżetu państwa o wiele bardziej kosztowne. W przypadku niespłacenia w terminie kredytu, a w konsekwencji wypowiedzenia umowy, bank musiałby utworzyć rezerwę w wysokości 50 proc. kwoty kredytu. Ta rezerwa zmniejsza dochody banku, czyli także płacony przez niego podatek. - W przypadku kredytu w wysokości 200 tys. zł kwota rezerwy wyniesie 100 tys. zł, a podatek dochodowy zostanie zmniejszony o 19 tys. zł - wylicza Saniewski. - Natomiast dopłata przez rok do kredytu może kosztować budżet co najwyżej 12 tys. zł.

To nie wszystko. Według tego specjalisty rozpoczęcie przez banki procedur windykacyjnych wobec kilkudziesięciu tysięcy kredytobiorców nie pozostałoby bez wpływu na dostępność kredytów. Ponieważ wzrosłyby koszty ryzyka, banki podwyższyłyby marże dla nowo udzielanych kredytów. Saniewski uważa, że udzielenie pomocy bezrobotnym kredytobiorcom mogłoby temu zapobiec. Jednak i on zaleca powiązanie wysokości dopłat z kosztami utrzymania rodziny oraz uzyskiwanym przez nią dochodem.

Rząd się waha?

Na początku marca minister w kancelarii premiera Michał Boni zapowiedział, że ustawa zakładająca pomoc bezrobotnym w spłacie kredytu mieszkaniowego zacznie obowiązywać prawdopodobnie w maju. Projekt tej ustawy rząd miał bowiem skierować do Sejmu szybką ścieżką legislacyjną. Tymczasem minął kwiecień, a projekt wciąż jest w uzgodnieniach międzyresortowych. Czy rząd uwzględni postulaty ekspertów? - Obecne stanowisko jest takie, że kryterium dochodowe nie zostanie wprowadzone, a zakres podmiotowy jest ograniczony do osób posiadających jedno mieszkanie - powiedział nam Kamil Rakocy, naczelnik z departamentu analiz strategicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Test rosnącego bezrobocia

Z danych Biura Informacji Kredytowej (BIK) wynika, że przypadki nieterminowej spłaty kredytów hipotecznych są pięciokrotnie rzadsze niż kredytów konsumpcyjnych. Najpewniej bierze się to stąd, że te pierwsze są kredytami w większości "młodymi", które jeszcze nie zdążyły się zepsuć. Praktycy bankowi uważają, że długoterminowe kredyty zaczynają się psuć w czwartym lub piątym roku po udzieleniu. Słynne już amerykańskie kredyty subprime popsuły się zgodnie z tą teorią.

Główny ekonomista BIK Andrzej Topiński zwraca uwagę, że stan portfela kredytów hipotecznych w naszym kraju nie został jeszcze poddany testowi cyklu koniunkturalnego, a ściślej - okresowi rosnącego bezrobocia i spadku płac.

Dane do info

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.